niedziela, 28 kwietnia 2013

Prolog



- Dziękuję ci za te dziesięć lat. Najgorszych lat mojego życia!
- Proszę cię, wyjdź.
- Nie, nie wyjdę, dopóki nie skończę!
- Myślę, że już dość powiedziałeś.
- Dobrze, w takim razie wychodzę. I nie wiem, kiedy wrócę. Może wcale. Nie dzwoń do mnie! – chwycił kurtkę i wybiegł.
- Nie będę – powiedziałam cicho, ale drzwi już się zatrzasnęły. Zostałam sama. Odwróciłam się do stołu, by sprzątnąć pozostałości po kolacji. Wyjątkowej kolacji. Łzy stanęły mi w oczach, kiedy spojrzałam na zapalone świece, starannie ułożone serwetki, stygnące potrawy na półmiskach. Usiadłam na krześle, niedawno zajmowanym przez człowieka, który właśnie wyszedł z wielkim hukiem. Mój mąż. Dziś obchodziliśmy 10. rocznicę ślubu.
Ostatnimi czasy większość naszych rozmów kończyła się w podobny sposób. Miałam nadzieję, że może dziś uda nam się spokojnie porozmawiać, wyjaśnić, spróbować od nowa… Ech, nadzieja…
W końcu otarłam serwetką mokre policzki i wzięłam się za sprzątanie. Zapaliłam światło, zdmuchnęłam świece. Zebrałam brudne talerze i zaniosłam do zlewu. Półmiski wstawiłam do lodówki. Jutro odgrzeję dzieciom, jeśli będą chciały.





Witam. Nie jest to nowe opowiadanie, po prostu przenoszę ze starego bloga, na którym się pogubiłam po zmianach interfejsu. Tych, którzy go jednak nie znają, zapraszam do lektury :)