niedziela, 30 czerwca 2013

9.

Dzień przed koncertem spakowałam dzieci i zawiozłam do dziadków. Tak się cieszyły, że nawet mi nie pomachały, kiedy wychodziłam. Emily siedziała już u babci na kolanach, opowiadając o lekcjach tańca i nowej kolekcji kucyków, a Luke chwalił się dziadkowi swoim nowym telefonem komórkowym.
Nareszcie! Dwa tygodnie ciszy i spokoju! Naprawdę bardzo kocham swoje dzieci, ale , jak każda matka, potrzebuję czasem przerwy. Wiedziałam, że są pod dobrą opieką, więc teraz mogłam się skupić na sobie. Spakowałam do plecaka dżinsy i dwie koszulki - jedną z Muse, zakupioną specjalnie na koncert,i parę innych rzeczy, sprawdziłam bilety i dokumenty. Potem wzięłam długą odprężającą kąpiel. Zadzwoniłam do Ann, umówiłyśmy się na spotkanie przy dworcu kolejowym. Postanowiłyśmy pójść na całość i jechać pociągiem. W czasie takiej podróży wiele może się wydarzyć ;) Sprawdziłam jeszcze pocztę. O, coś od Jamesa. Czyżby chciał odwołać spotkanie? Nie, pytał tylko, jaka jest moja ulubiona piosenka Muse. Co prawda uwielbiam prawie wszystkie, ale bez wahania wpisałam "Citizen Erased". Włączyłam komputer, jeszcze raz przeszłam po mieszkaniu, sprawdzając, czy wszystko jest w porządku, i mogłam wychodzić.
Kiedy odnalazłyśmy swoje miejsca w przedziale, okazało się, że jadą z nami jeszcze cztery osoby - trzy dziewczyny i jeden chłopak, wszyscy mniej więcej przed dwudziestką. Oczywiście jechali na koncert, co było widać na pierwszy rzut oka - ubrani w dżinsy i koszulki z logiem zespołu. Razem z Ann wyglądałyśmy podobnie - dżinsy i koszulki z rockowymi nadrukami, więc nasi współpasażerowie od razu zaczęli nas wypytywać o cel podróży. Gdy go poznali, rozgadaliśmy się na dobre. Po jakiejś godzinie jazdy zaczęli wyjmować ukryte w bagażach puszki z piwem, na co Ann uśmiechnęła się tajemniczo i również sięgnęła do plecaka. No tak, na nią można zawsze liczyć ;) Wręczyła mi ze śmiechem puszkę. Chłopak wyjął odtwarzacz MP3 i włączył muzykę. Pierwsze tony "Undisclosed Desires" zamieniły dotychczasową wesołą pogawędkę w grupowe karaoke. Nie pamiętam już, kiedy ostatni raz się tak dobrze bawiłam.
Parę godzin i kilka zgrzewek piwa później dojechaliśmy na miejsce. Trochę czasu zajęło nam opuszczenie pociągu (dziwnym trafem nikt nie mógł się połapać, który bagaż do kogo należy), na peronie pożegnałyśmy się z nowymi znajomymi. Udałyśmy się do najbliższego baru, by uzupełnić zapas kofeiny. Była czwarta nad ranem, a koncert dopiero o dwudziestej, jakoś trzeba przetrzymać ten dzień. Postanowiłyśmy pójść do pobliskiego parku. Na szczęście temperatura była w miarę wysoka jak na taki wczesny poranek. Położyłyśmy się na trawie, z plecakami pod głową. Po paru minutach obie smacznie spałyśmy. Kurczę, głupiejemy na starość! Nawet w czasach młodzieńczego buntu nie zdarzyło mi się spać w parku na trawniku...

niedziela, 23 czerwca 2013

8.

"Pisałaś mi jakiś czas temu, że wybierasz się z Ann na koncert Muse. Jeśli to nadal aktualne, mam dla was propozycję. Tak się składa, że ja z resztą ekipy też tam będę, więc może spotkamy się po koncercie? Co wy na to?"

Wgapiałam się bezmyślnie w monitor, zastanawiając się, czy dobrze zrozumiałam. Przeczytałam wiadomość od Jamesa jeszcze raz. Kurczę, on naprawdę proponował spotkanie ! O co mu chodzi? Ann stwierdziła, że nie ma się nad czym zastanawiać ( chyba zmieniła zdanie co do internetu hihi). Przecież nie chodzi mu o randkę, bo nie proponowałby spotkania w trójkę. Po prostu będzie tam, gdzie my, więc dlaczego nie wykorzystać sytuacji i nie poznać go naprawdę? Miałam mętlik w głowie. Trochę to abstrakcyjne, patrzeć nieznajomemu w oczy, jednocześnie znając go, jego myśli, opinie, podejście do różnych spraw. Pisaliśmy ze sobą prawie dwa miesiące, a ja, tyle o nim wiedząc, jednocześnie nie miałam pojęcia, jak tak naprawdę wygląda! Nie odpisałam tego wieczoru.

"Dlaczego nie odpowiadasz? Nie chcesz, byśmy się spotkali? Czuję się trochę zawiedziony."

"Nie, nie o to chodzi. Przepraszam, że się nie odezwałam. Nie chciałam cię urazić. Po prostu zastanawiam się, czy to dobry pomysł. Będę się dziwacznie czuła w takiej sytuacji. Nigdy mi się nie zdarzyło rozmawiać z przyjacielem, zanim go spotkałam. Nie umiem tego do końca wyjaśnić. Nie uważasz, że możemy czuć się skrępowani?"

"Prawdę mówiąc, nie przyszło mi to do głowy. Przeprosiny przyjęte ;)  Cieszę się, że zaliczasz mnie do grona swoich przyjaciół. Jeśli się zdecydujesz, obiecuję zrobić wszystko, abyś w moim towarzystwie nie czuła się skrępowana. Ann także. Z chęcią ją poznam. Poza tym mam dla was małą niespodziankę."

Ech, faceci. Wiedzą, jak podejść kobietę. Specjalnie to napisał, żeby obudzić w nas ciekawość! Pomyślałam o moim życiu, o tym, co powiedział mi Case, i podjęłam decyzję. Co mi tam, raz się żyje. Będę miała co wspominać w przyszłości. W najgorszym przypadku James okaże się podstarzałym playboyem, albo otyłym operatorem kamery, szukającym przygód. Wtedy po prostu się zwiniemy, i tyle. Przynajmniej oderwę myśli od codzienności.
Umówiliśmy się na spotkanie pod hotelem, w którym James miał nocować z resztą ekipy. Kto wie, może dopisze nam szczęście i nawet spotkamy gdzieś chłopaków z Muse, rozdających autografy..?

poniedziałek, 17 czerwca 2013

7.

Wizyta w poradni zakończyła się fiaskiem.  Z początku wszystko było OK, lekarz zadawał pytania każdemu z nas osobno. Potem doszło do konfrontacji. Oboje siedzieliśmy w gabinecie, kiedy doktor przedstawiał nam punkt widzenia współmałżonka. Ja cierpliwie wysłuchałam wywodu o tym, jaka to ze mnie oddana matka, ale niewdzięczna żona. Nie potrafię docenić jego wysiłku i poświęcenia, ciągle tylko narzekam i nic z siebie nie daję, itd, itp. Znałam te żale na pamięć, przywoływał je w każdej kłótni, nie byłam więc zbytnio zaskoczona. Case listy swoich zalet słuchał z uśmiechem, ale gdy lekarz zaczął czytać, co według mnie jest przyczyną rozpadu naszego związku, zrobił się czerwony na twarzy. Widziałam, jak zaciska szczęki, tłumiąc gniew. Nie powiedział ani słowa, ale gdy tylko opuściliśmy gabinet, spojrzał na mnie z wściekłością i bez słowa wsiadł do samochodu i odjechał. Westchnęłam tylko z rezygnacją, rozglądając się za przystankiem autobusowym. Cóż, nie każdy potrafi przyjąć krytykę pod swoim adresem. Dobrze przynajmniej, że nie zrobił sceny w gabinecie...
 
Wieczorem opisałam całe zajście Jamesowi. Odpisał, że powinnam dać Case'owi czas, żeby to wszystko przeanalizował. W porządku, mogę czekać. Nigdzie mi się nie spieszy.
 
Rzeczywiście, kilka dni później zatelefonował do mnie z prośbą o spotkanie. Gdybym wiedziała, co ma zamiar mi wyznać, nie poszłabym.  Ale teraz już za późno. Nie mogę cofnąć czasu i wymazać z pamięci faktu, że mój mąż miał romans z inną kobietą.

niedziela, 9 czerwca 2013

6.

Uzależniłam się. Nie, nie od używek. Uzależniłam się od internetu. A właściwie od e-maili od Jamesa. Co wieczór sprawdzam skrzynkę, co wieczór odbieram od niego wiadomość, co wieczór wysyłam kolejną. Czasem piszemy o błahostkach, o tym, co akurat przyjdzie nam do głowy, ale często też zdarza nam się poruszyć poważniejsze tematy. Zwierzamy się  ze swoich problemów i doradzamy nawzajem, jak je można rozwiązać.
Ostatnio James naśmiewał się trochę z mojego entuzjazmu, kiedy napisałam mu, jak bardzo nie mogę się doczekać koncertu Muse. Napisał, że zachowuję się jak nastolatka. Może i miał trochę racji. W tym wieku nie powinnam się tak ekscytować jakimś występem zespołu. Co z tego, kiedy to nie jest jakiś tam zespół. To MUSE. Spodziewamy się z Ann show z prawdziwego zdarzenia. Nie na darmo są nagradzani za swoje wyczyny na scenie, prawda? Jeszcze tylko dwa tygodnie...

Zaskoczył mnie telefon od Case'a, mojego męża. Pierwszy raz nie chciał rozmawiać z dziećmi, tylko ze mną. Od naszej ostatniej "dyskusji" minęło prawie pięć miesięcy. Zaproponował spotkanie. Z początku wahałam się, ale w końcu zgodziłam na rozmowę. Pojawił się następnego dnia, żądając wyjaśnień. Tak, żądając. Dowiedział się od Emily, że często wychodzę wieczorami. Powiedziałam mu, że to nie jego sprawa, co robię, skoro postanowił porzucić mnie i dzieci. Przecież nie muszę mu się tłumaczyć z tego, że raz w tygodniu wyrywamy się z Ann do pobliskiego pubu na piwko, żeby choć przez chwilę przebywać wśród ludzi. Czyżby obudziła się w nim zazdrość?
Już chciałam zakończyć to spotkanie, nie miałam ochoty na kolejną kłótnię, kiedy złapał mnie za rękę i powiedział, że tęskni za mną i dziećmi. Uświadomiłam sobie, jak bardzo mi brakuje czasów, kiedy potrafił być miły, czuły i opiekuńczy. Codzienne budzenie się w pustym łóżku też nie wzbudzało mojego entuzjazmu. W końcu kochałam go, żyliśmy ze sobą dziesięć lat. Zaproponowałam mu spotkanie w poradni małżeńskiej. O dziwo, zgodził się (do tej pory nie chciał nawet słyszeć o podobnych instytucjach ) . Może rzeczywiście przemyślał sobie parę spraw? No cóż, przekonamy się.

niedziela, 2 czerwca 2013

5.

" Całkiem niezła kolekcja :) i bardzo interesująca. Przyznam szczerze, że moja lista jest w dużej mierze zbliżona do twojej. Ciekawa kombinacja klasyki, rocka i new prog. Sam pracuję w branży muzycznej, spotykam się na co dzień z różnymi ludźmi, zwłaszcza muzykami. A z Muse ostatnio bardzo często pracuję. Zdaje się, że niedługo wyruszają w trasę koncertową. Choć jestem nieco zdziwiony, fanki tego zespołu to raczej piszczące nastolatki, zachwycone "Zmierzchem". "

" Nie słucham tego, co jest modne i na topie. Słucham ich nie ze względu na kinowe przeboje. Po prostu uwielbiam to połączenie gitary, rocka i klasyki fortepianu. Podziwiam pana Bellamy za talent, serce, które wkłada w swoje utwory, energię, którą potrafi przekazać tysiącom ludzi na każdym koncercie. Wybieram się z przyjaciółką na jeden, właśnie po to, by poczuć ten klimat. A swoją drogą - trochę Ci zazdroszczę - współpracować z Muse. To musi być niesamowite przeżycie. Zdarzyło Ci się może usłyszeć ich granie na żywo, ale nie na koncercie, tylko tak spokojnie, w studiu na przykład? Hah, wiele bym dała za takie doświadczenie."

" Owszem, zdarza mi się dość często słyszeć ich przy pracy, na przykład kiedy nagrywają nowe kawałki na płytę. Rzeczywiście ciekawe doświadczenie. Naprawdę wybierasz się na koncert? Ale chyba nie jesteś jedną z tych psychofanek, które tylko czekają na okazję, żeby zdobyć autograf na staniku?"

" Nie mam w zwyczaju zbierania podpisów na bieliźnie czy innej części garderoby. Przyznaję, że z chęcią bym ich spotkała, ale nie po to, żeby zdobyć autograf, pukiel włosów czy też jeszcze co innego. Chciałabym z nimi porozmawiać. Podziękować za to, że w ogóle są, że tworzą wspaniałą muzykę, która pomogła mi przebrnąć przez trudne chwile w życiu. No i może wypić piwo z Chrisem ;) "

Z niecierpliwością zaczęłam wyczekiwać wieczorów. Nasza korespondencja stała się zadziwiająco regularna. Każdego wieczoru, kiedy dzieci już spały, z zadowoleniem włączałam komputer, wiedząc, że znajdę kolejny mail od Bonda. Z początku myślałam, że to jakiś znudzony podstarzały gość, który szuka podniety, zaczepiając małolaty  sieci, z czasem jednak doszłam do wniosku, że to inteligentny facet. No, może trochę samotny, skoro nie ma z kim pogadać wieczorem. Po miesiącu wiedziałam już, że ma dziewczynę, ale nie jest do końca pewny, czy to jest TO. Oboje pracują w showbiznesie i tak naprawdę rzadko się spotykają. Ja też opisałam mu swoją obecną sytuację, chociaż Ann stanowczo odradzała mi takie rzeczy. Nie była do końca przekonana do takich internetowych znajomości. Nie wiem, co widziała w tym złego. Przecież nie umawiałam się z nim na randkę, nawet nie flirtowaliśmy. Po prostu oboje potrzebowaliśmy kogoś, komu można się zwierzyć, pogadać bez żadnych zobowiązań. Tak, wiem, przecież mam Ann, ona zawsze mnie wysłucha i doradzi. Ale przez naszą długoletnią przyjaźń  jej spojrzenie na pewne sprawy nie zawsze jest obiektywne. Poza tym, miło jest poznać męski punkt widzenia.