sobota, 5 października 2013

16.

Jakiś okropnie denerwujący dźwięk wdzierał mi się do mózgu. Obudziłam się w nieznanym pomieszczeniu. Głowa mi pękała. Usiadłam powoli, zastanawiając się, gdzie jestem. Rozpoznałam w końcu ten drażniący dźwięk - to było chrapanie. Jego źródło leżało na podłodze obok łóżka, zawinięte w kołdrę jak naleśnik. Kto to może być? Te ciemne włosy z pewnością nie należały do Case'a...
Zakryłam ręką usta, tłumiąc dźwięk, jaki wydałam uświadomiwszy sobie, kim jest zwinięty w rulonik facet. Przypomniało mi się wszystko. Hmm, wszystko..? Na pewno umknęła mi ta część wieczoru, w której trafiłam do sypialni Matta. Na szczęście okazał się dżentelmenem, skoro tak bohatersko odstąpił mi łóżko. Szkoda tylko, że kołdrą się nie podzielił. Było mi zimno. Ogromnie zaskoczył mnie fakt, że miałam na sobie tylko i wyłącznie koszulkę, i to w dodatku nie swoją. Postanowiłam nie zastanawiać się na razie nad tą sprawą. Może wcale nie chcę wiedzieć..?
Cichutko wyszłam z zaśmieconej sypialni, po drodze zbierając leżące na podłodze części mojej (i nie tylko mojej) garderoby. Salon wyglądał jeszcze gorzej - wszędzie leżały puste butelki, ciuchy (czemu wszędzie jest pełno ciuchów?) i brudne szklanki. Jezu, co tu się działo?! Znalazłam swój plecak, zlokalizowałam łazienkę i poszłam doprowadzić się do porządku. Po prysznicu poczułam się lepiej. Pulsowanie w głowie zmniejszyło się do znośnego poziomu. Odświeżona i ubrana, tym razem we własne ciuchy, wróciłam do salonu, gdzie zastałam Dominika w bokserkach, koszulce i z czystymi ubraniami w ręku. Podczas gdy on korzystał z łazienki, ja zabrałam się za ogarnianie tego chlewu. Właśnie zbierałam ubrania na jedną stertę, kiedy z sypialni wyłonił się Bellamy z propozycją śniadania. A raczej obiadu, bo było już po południu. Zanim wszyscy się ogarnęli (łącznie z Ann, która dziwnym trafem znalazła się w sypialni Doma), minęła piętnasta. Podczas lunchu próbowaliśmy zrekonstruować wydarzenia minionej nocy. Pamiętałam, że wyszliśmy z Mattem zapalić na balkon, a Tom poczęstował nas kolejnymi kolorowymi drinkami. Nie wiem, ile wlałam w siebie alkoholu, ale wtedy urwał mi się film. Dominic wyznał, że poszli z Ann poszukać któregoś z techników i wydębili od niego jedną z gitar akustycznych Bellsa. Mieli zamiar wymusić na nim mini koncert życzeń, ale po powrocie okazało się, że wszyscy abonenci są czasowo niedostępni. Tom ledwo doczłapał do swojego pokoju,  ja przysypiałam na sofie a Matt zniknął w łazience. Poszli więc za moim przykładem spać. Gitarzysta przypomniał sobie, że jeszcze zanosił mnie do łóżka. Współczułam im. Nie dość, że wyczerpani po koncercie, to jeszcze impreza i spanie na podłodze... Postanowiłam przemilczeć kwestię męskiej koszulki, w której się obudziłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli po lekturze przyszło ci coś do głowy - nie krępuj się, napisz :)