piątek, 18 października 2013

18.

Wczoraj na randce (tak, tak, mój mąż zaprosił mnie na randkę!) postanowiliśmy, że damy sobie jeszcze jedną szansę. Wyjaśniliśmy sobie wszystko, tym razem bez krzyków i oskarżeń. Nie obyło się bez łez (nie tylko moich), ale obiecaliśmy sobie nawzajem różne rzeczy. Teraz tylko wystarczy pilnować postanowień...
Kolacja skończyła się oczywiście w łóżku. Ach, co to była za noc! A przed nami jeszcze cały tydzień bez dzieci ;)
Zajrzałam dziś na pocztę i jakież było moje zdziwienie, kiedy w odebranych ujrzałam cztery wiadomości od Jamesa! A, no tak, od Matta raczej. Pytał, czy bezpiecznie dotarłyśmy do domu, czy sytuacja z Casem się wyjaśniła, czy obraziłam się na niego, że nie odpowiadam... Odpisałam, że obie z Ann jesteśmy całe i zdrowe, opisałam przebieg rozmowy z mężem, przeprosiłam za to, że nie odezwałam się wcześniej. Dziwnie się czułam, pisząc o takich sprawach ze świadomością, kto to przeczyta. Wolałam myśleć o nim jako o Jamesie, moim internetowym przyjacielu. Cały ten weekend, mimo iż udokumentowany na zdjęciach, wydawał mi się abstrakcją, snem po prostu. Łatwiej mi było pisać do Bonda niż do Bellamy'ego... Kiedy kończyłam pisanie, przez ramię zajrzał mi Case. Opowiedziałam mu więc o mojej przygodzie. Z początku był trochę zazdrosny, potem nie chciał mi wierzyć, mimo, że pokazałam mu fotografie z zespołem, a kiedy doszłam do wielkiej hotelowej popijawy, śmiał się głośno, zgadując, że kaca musiałam mieć strasznego...
Dzieci są zdrowe, mąż kochany prawie jak przed ślubem.. Czego chcieć więcej od życia?

2 komentarze:

  1. W sumie to szkoda ze sie dogadala z mezem. Zdecydowanie bardziej wolalabym ja w parze z Mattem :D
    Mam jednak nadzieje ze to nie koniec :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z Daydreamer, też wolałabym, żeby jednak została z Mattem, no ale nie ja o tym decyduję ;)

    OdpowiedzUsuń

Jeśli po lekturze przyszło ci coś do głowy - nie krępuj się, napisz :)